Szkoła Podstawowa nr 3 im. Adama Mickiewicza w Kraśniku

Wolny słuchacz

             Naukę w Szkole Podstawowej nr 3 w Kraśniku rozpoczęłam w 1958 roku, ale już rok wcześniej pragnęłam chodzić do szkoły wspólnie z bratem. Dobra wola pana dyrektora oraz wychowawczyni pani Koczwara sprawiły, że chodziłam do szkoły przez miesiąc jako „ wolny słuchacz”. Siedziałam cichutko w ostatniej ławce i z wielkim zainteresowaniem uczestniczyłam w lekcjach...

 

           Budynek szkoły był parterowy, bez toalet. Nie było sali gimnastycznej. Lekcje wychowania fizycznego odbywały się na korytarzu, latem na boisku szkolnym. Często chodziliśmy do pobliskiego lasu. Zabawy ze śpiewem i z gałązkami paproci dawały nam  wielką radość. Szkoła była mała, więc starsze klasy uczyły się w wynajętym prywatnym domu. Akademie i uroczystości szkolne odbywały się na boisku albo w budynku Straży Pożarnej. Wszystkich obowiązywał strój szkolny - czarny fartuszek z białym kołnierzykiem.

            Dyrektorem szkoły był pan Zygmunt Sapalski, były więzień obozu. Jego żona, pani Wanda Sapalska uczyła mnie języka polskiego. Wspólnie z uczniami organizowała akademie oraz wszystkie uroczystości szkolne. Była bardzo dokładna. Zwracała uwagę na każdy szczegół, nie szczędziła uczniom zainteresowania i czasu. Wszystko musiało być dopracowane do perfekcji. Państwo Sapalscy byli nauczycielami o wysokiej kulturze osobistej i bardzo inteligentnymi ludźmi. Uczyli nas szacunku dla drugiego człowieka oraz miłości do ojczyzny.

           Z wielkim sentymentem wspominam panią Nizioł, panią Banaszek, panią Pizoń, pana Sulowskiego, pana Tadeusza Kowalczyka, który po lekcjach uczył mnie gry na mandolinie. Byli to nauczyciele oddani pracy pedagogicznej, mili, szczerz i wymagający. Poziom nauczania w szkole był wysoki. Wielu absolwentów zdawało pozytywnie egzamin do szkoły średniej.

           Chcę także wspomnieć o wielkim zaangażowaniu nauczycieli, rodziców, Komitetu Rodzicielskiego, Ochotniczej Straży Pożarnej i nas, uczniów, w budowę nowego budynku szkoły. Pamiętam dokładnie organizowanie loterii, zabaw i innych imprez. Fanty otrzymywaliśmy od mieszkańców Budzynia i okolic, dzielili się szczerze, spontanicznie, nikt niczego nie żałował. Fantami były żywe gołębie, kury i koguty, króliki, kaczki, gęsi i indyki, owce, a nawet jeden konik. Loteria przyciągała dzieci, młodzież, osoby dorosłe i starsze, a my, uczniowie, graliśmy na różnych instrumentach i śpiewaliśmy piosenki. Komitet Rodzicielski, rodzice, nauczyciele i strażacy organizowali zabawy w budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Panie smażyły pączki, które były sprzedawane na różnych uroczystościach. Za pieniądze zarobione w ten sposób była kupowana cegła na budowę nowej szkoły. Może nie były to duże pieniądze, ale liczyła się każda złotówka. Podziwiam tych ludzi, ich zaangażowanie i wielki patriotyzm. Były to lata biedne, ale jak piękne, szczere i wesołe.

          Szkołę podstawową ukończyłam w 1965 roku, ale ciągle wracam myślami, wspomnieniami do czasów szkolnych i jestem dumna, że moje wnuki są uczniami tej samej, ale już pięknej i nowoczesnej szkoły. Jest już kolejne pokolenie kadry nauczycielskiej. Dostrzegam w tych ludziach cechy charakteru podobne jak u moich nauczycieli. Czyżby wzorce przetrwały? Oby tak zostało przez następne pokolenia.